Od jego spotkania z Choujim minęło sporo czasu. Jednakże, nie zrobił nic, co byłoby w jego stylu. Zero spania, oglądania chmur czy umyślnego ukrywania się przed Tsunade. Przeciwnie, od ponad godziny stał oparty o ścianę niewielkiego, jasnozielonego domu. Z niecierpliwością czekał tam na pewną kobietę, o którą powoli zaczynał się również martwić. Ściemniło się już jakiś czas temu, a ona nie powinna poruszać się po wiosce sama. Nawet, jeśli Konoha to bezpieczne miejsce, a ona jest wykwalifikowanym ninja.
Prawie cały ten czas rozmyślał nad tym, co powiedział mu Chouji. Co do cholery powinien zrobić? To wszystko naprawdę nie było takie kosmicznie proste, jak się wszystkim wydawało. Ot, patrzyli na niego i Temari, komentując to tylko w jeden sposób. Chemia. Co ponadto?
Problemy.
Niewątpliwie, to co zdążył do niej poczuć było czymś niezwykłym. Jego uwadze nie umknął żaden szczegół z jej życia w chwilach, gdy znajdowała się nieopodal. Tyle, że to nic nie oznacza. Wiedział, że jest pierwszą kobietą, na której rzeczywiście zaczęło mu zależeć, ale to samo w sobie było idiotyczne. Pochodziła z Suny. Za niecały tydzień wyniesie się z Konohy razem ze swoim braćmi, więc ponownie straci ją na kilka miesięcy. Jaki był w tym wszystkim sens? Rzeczywiście powinien sobie pozwolić na to, żeby zbliżyć się do niej jeszcze bardziej, a potem tego żałować? Miał mętlik w głowie, jak nigdy wcześniej. Zazwyczaj wszystko miał idealnie zaplanowane, każdy szczegół składał się w logiczną całość. Tym razem tak nie było, a on musiał podjąć jedną z bardziej pochopnych decyzji w swoim życiu. Zawalczyć na przekór wszystkiemu, czy poddać się dla dobra ogółu? Banalne. Zrobić to co zawsze i posłuchać głosu rozsądku, czy tym razem stanąć po stronie serca?
- Spóźniłam się piętnaście minut, a ty nadal tu jesteś? - usłyszał na pozór obojętny głos Temari, choć w jego głębi dostrzegł nutkę zaskoczenia. Przeniósł na nią apatyczne spojrzenie, lustrując jej strój od góry do dołu. Miała na sobie luźną, czarną tunikę i białe szorty. Jej fryzyra nie uległa zmianie, wciąż wiązała włosy w cztery, wymyślne kucyki.
- Wiedziałem, że przyjdziesz - wzruszył ramionami, odchodząc w końcu od zimnego muru. Swoje kroki skierował w stronę kobiety, przed którą się zatrzymał. - Nie łamiesz danych obietnic - zauważył.
Lekko uniosła kąciki ust, kręcąc delikatnie głową.
- No proszę, nauczyłeś się słuchać - westchnęła, wzruszając ramionami. Mógłby wpatrywać się w nią godzinami. Chociaż, wolałby dotykać ją godzinami, skoro już obstajemy przy tym temacie. Nie kontrolował tego, że jego tęczówki praktycznie od razu powędrowały do jej niewielkiego dekoltu czy długich, odsłoniętych nóg. To był odruch bezwarunkowy. - Ale wciąż musisz popracować nad wstrzemięźliwością.
Wrócił wzrokiem do jej przepięknych, zielonych tęczówek i parsknął śmiechem. Miała rację, jak zazwyczaj zresztą. Nawet, kiedy nie chciał pokazywać jej jak bardzo mu zależy, nie był w stanie tego robić. Jego ciało się buntowało, a ona to zauważała.
- Jesteśmy nieco spóźnieni, więc może już chodźmy - ponaglił, odwracając się na pięcie i kierując w przeciwnym kierunku. Usłyszał tylko, że kobieta prychnęła i ruszyła za nim. Noc wydawała się naprawdę ciepła, chociaż od owej dwójki zdecydowanie biło chłodem. Jak nigdy wcześniej - szli, trzymając gęby na kłódkę. To milczenie zdawało się być momentami irytujące, chociaż oboje byli zbyt zamyśleni, by się tym jakoś specjalnie przejmować.
Co jakiś czas, zerkał kątem oka na swoją towarzyszkę. To, że znowu miał ją obok wcale nie ułatwiło mu podjęcia decyzji. Wręcz przeciwnie, teraz było mu jeszcze trudniej, bo żadne argumenty nie przemawiały przeciw. Wiedział niestety, że jest to spowodowane samą jej obecnością, głosem, ciałem. Zdawał sobie sprawę, że jej cała ta sytuacja również nie jest obojętna, ale podejrzewał, że bije się z myślami dokładnie tak jak on.
- Powiesz w końcu, gdzie idziemy? - usłyszał jej lekko zachrypnięty głos. Zaraz potem kaszlnęła, jakby nie chciała dać po sobie poznać innego tonu, niż ten normalny. - Ta cisza zaczyna mnie wkurzać.
- Idziemy do kogoś, kogo chcę ci przedstawić - odparł twardo. Przez chwilę burczała coś pod nosem, kompletnie niezadowolona z tej odpowiedzi.
- Nie bądź infantylny i nie baw się w takie gierki, dobrze? - poprosiła, krzyżując ręce na piersiach. Chyba nie lubiła, gdy ktoś celowo podsycał w niej ciekawość. - Do kogo?
- Skoro już i tak noszę miano infantylnego, szowinistycznego dupka, który nie liczy się z uczuciami kobiet, pozwolę sobie dalej trzymać cię w niepewności - oznajmił, przybierając na twarz cwaniacki uśmieszek. Widział, iż po jej twarzy przeszedł cień niezadowolenia, jednak był pewny, że zmieni zdanie, kiedy tylko dotrą na miejsce.
- Wybacz moją śmiałość, niedojdo - prychnęła. - To chociaż powiedz, czy daleko jeszcze, bo będę za to niezmiernie wdzięczna.
Po raz kolejny parsknął śmiechem, nie spuszczając z niej wzroku. Była głęboko poirytowana, ale jemu ten obrót sytuacji jak najbardziej przypadł do gustu. W końcu tego właśnie oczekiwał.
- Jesteśmy na miejscu - wskazał głową wielki blok, w którym najwyraźniej mieściło się kilka sporych mieszkań. Schował ręce do kieszeni, obserwując jej reakcję. Była nieco zaskoczona, ale również zła.
- Blok? Gdybym nie wiedziała, gdzie mieszkasz, zaczęłabym się martwić, że chcesz mnie przedstawić swoim rodzicom.
- Uwierz mi, zastanawiam się kogo przyprowadzam do domu. Moja matka ma sceptyczne podejście do wszystkich dziewczyn, poza Ino - odparł obojętnie, nie zastanawiając się nad głębszym sensem tych słów. Doszedł on do niego dopiero w chwili, w której Temari odwróciła się w jego stronę, z rękami bojowo zaciśniętymi na biodrach.
- Świetnie, zachowam to sobie na przyszłość - syknęła. - Wiesz, jakbym kiedyś, jakimś chorym cudem miała zrobić na niej złe wrażenie. Na wszelki wypadek upodobnię się wtedy do twojej najlepszej przyjaciółki - dodała ironicznie, uciekając tęczówkami gdzieś w stronę księżyca. Znowu ją zirytował, a przecież miało być tak miło. Tylko, patrząc prawdzie w oczy - czy między nimi mogłoby być tak cicho i spokojnie? Oczywiście, że nie. Bo wbrew pozorom nie był takim lalusiowatym pantoflarzem jak jego ojciec, który wykonywał bez mrugnięcia okiem każde polecenie matki. Ponadto, lubił, gdy oboje sobie dogryzali.
- Nie widzę powodu, żebyś miała się upodabniać do Ino. Bądź co bądź, to z kim się spotykam, to nie interes mojej matki - spostrzegł, wzruszając ramionami i wyciągając z kieszeni jedną rękę. Rozmasował nią swój kark, który już od dłuższej chwili tkwił w tej samej pozycji. - No i bynajmniej nie zamierzam cię im przedstawiać.
Chyba właśnie spieprzył sprawę. Bo, jeśli po pierwszej części wypowiedzi wyglądała na udobruchaną, to po drugiej była już wyraźnie podminowana.
- Rusz tyłek i powiedz, gdzie mamy iść, bo robię się zmęczona - warknęła.
Wywrócił teatralnie oczami, bo nie słyszał tej śpiewki pierwszy, czy drugi raz. Zawsze starała się wykręcić w ten sposób z obowiązków, bądź danych mu obietnic.
- Trzecie piętro, mieszkanie szóste. Na samym końcu korytarza.
- Jak tracę tylko czas, to ci tego nie daruje - westchnęła, obracając się i pewnie kierując się w stronę budynku. Nawet nie raczyła na niego zaczekać.
***
Nigdy nie było tak, by mogli po prostu się spotkać i miło ze sobą porozmawiać. Więc, albo ona była jakaś zacofana, albo on był cholernie zwyrodniałym dupkiem. Rzecz jasna, istniała także możliwość, iż po prostu lubili sobie dogryzać, ale tego nie przyjmowała do wiadomości w chwili obecnej. Była zbyt zła na to, co powiedział o swojej matce i Ino. Nie chciałaby co prawda poznać póki co Yoshino, która budziła grozę nie tylko w wiosce liścia, ale... póki co nie znaczy nigdy.
Szła pewnie korytarzem na trzecim piętrze, nawet raz nie odwracając się za siebie. Prawdę powiedziawszy, średnio ją obchodziło to, czy brunet w ogóle nadążał. Chciała mieć owe spotkanie jak najszybciej za sobą i udać się do domu, a gdyby nie głupia obietnica złożona rano, teraz by jej tutaj nie było.
- Naburmuszyłaś się jak mała dziewczynka, która nie dostała lizaka. I kto tutaj jest dziecinny? - burknął, przyśpieszając kroku. Zaraz potem dostrzegła go tuż obok siebie, co wcale jej się nie spodobało. Mógłby się trzymać przynajmniej kilka metrów z tyłu.
- Przymknij się, jeśli nie masz do powiedzenia nic sensownego - poleciła, gwałtownie zatrzymując się przed drzwiami z numerem sześć. Spojrzała wyczekująco na mężczyznę, który jakoś nie palił się do tego, by je otworzyć. - Czekasz na zaproszenie, czy jak?
- Przepraszam, księżniczko - odparł z ironią, przybierając na twarz sarkastyczny uśmieszek. Widziała w jego oczach złość, co świadczyło o tym, że niewątpliwie się obraził. Jej problem polegał na tym, że był zbyt wytrwały na to, żeby tak po prostu się odczepić. To mogło okazać się dla niego zgubne.
Nara zapukał w duże, drewniane drzwi, po czym otworzył je bez żadnego przyzwolenia. Jak przystało na dżentelmena z seksistowskimi poglądami, przepuścił ją przodem. Weszła, choć jako ninja postanowiła zachować wyjątkową ostrożność. Rozejrzała się po korytarzu, który najwyraźniej miał nosić miano przedpokoju. Po chwili, ponaglana przez bruneta ruszyła przed siebie, ale nie doszła nawet do jednego pomieszczenia. Na drodze stanęła im średniego wzrostu kobieta o długich, ciemnych włosach i czerwonych oczach. Z pewnością była od nich starsza, choć nie do przesady. Wyglądała na młodszą od Kakashiego. Temari zjechała spojrzeniem nieco niżej, by dokładniej zlustrować strój prawdopodobnej właścicielki tego mieszkania. Miała na sobie obcisłą sukienkę, uwydatniającą wcięcie w talii z
niewielkim, aczkolwiek kuszącym dekoltem. Choć No Sabaku wcale się to nie podobało, w głębi duszy musiała przyznać, że kobieta była przepiękna.
- Shikamaru. Cieszę się, że już jesteś - uśmiechnęła się przemiło, wpinając sobie we włosy czarną wsuwkę. Temari uniosła podejrzliwie brwi. - Przyprowadziłeś koleżankę?
- Pani wybaczy - przerwała drastycznie, powstrzymując się od prychnięcia. - Ale nie zamierzam zabawić tutaj długo. Nie było mowy o tym, że ten dupek przyprowadzi mnie tu tylko po to, żebyśmy wzięli udział w trójkąciku z jakąś starszą kobietą. - Oznajmiła, wskazując dłonią na Shikamaru i unosząc zadziornie nos. Była zbyt dumna, by chociażby pomyśleć o tym, że to wszystko nie musi być takim, na jakie wygląda.
- Nie poznajesz mnie - skomentowała spokojnym, nieco rozbawionym tonem kobieta. No Sabaku kątem oka zauważyła również, że Nara jest zbyt zszokowany by cokolwiek powiedzieć. Wcale jej to nie zdemotywowało, przeciwnie.
- Oh, tak mi przykro - jęknęła, przygryzając ze złością wargę. - Nie mam pamięci do dziewczyn Nary, jest ich zbyt dużo. Ale z panią to najwyraźniej coś poważniejszego, skoro zechciał nas sobie osobiście przedstawić. Najwyraźniej Shikamaru, tak jak i jego najlepszy przyjaciel ma słabość do starszych pań - westchnęła sztucznie, zaś w pomieszczeniu zapadła przeklęta cisza. Jedyny mężczyzna w towarzystwie rozchylał delikatnie wargi, najwyraźniej nie dowierzając w to, że mogła zrobić taką scenę. Z kolei kobieta, przez chwilę wyglądała na zaskoczoną, aż w pewnym momencie parsknęła śmiechem. Tym razem Temari porządnie się zdenerwowała.
- O tak, zdecydowanie chodzi o coś poważniejszego - potwierdziła, nadal cicho chichocząc. Siostra Kazekage uniosła pytająco brwi, czekając tylko na to, by ta sytuacja jak najszybciej się rozwinęła. - Przepraszam, że niepotrzebnie się zdenerwowałaś. Wiedziałam o tym, że przyjdziecie, Shikamaru mi o tym wspominał. Zresztą, musiałoby mu wypaść coś naprawdę wyjątkowego, żeby mnie nie odwiedził.
Temari zaśmiała się w tak ironiczny sposób, że nawet ją poraził chłód owego dźwięku.
- No tak, ta męska żądza jest...
- Temari, zamknij się! - warknął, porządnie rozwścieczony. Dopiero teraz zaszczyciła go swoim spojrzeniem i dostrzegła, że był naprawdę zdenerwowany. O ile nie było to za słabe słowo. - Właśnie rozmawiasz z Kurenai - dodał zirytowany, krzyżując ręce na torsie. Przez moment miała wrażenie, że patrzył na nią z wyższością. I miał do tego pełne prawo, bo czuła się jak kompletna idiotka.
Z poddenerwowaniem zaczęła odgarniać ze swoich oczu nieznośną grzywkę, po czym przeniosła godne pożałowania spojrzenie na Yuuhi. Czuła się teraz taka mała, że było to dziwne nawet dla niej. Jak mogła nie poznać sensei drużyny ósmej? Przecież widziała ją podczas egzaminów na chuunina, do cholery!
- Prze...przepraszam.
- Nie masz za co przepraszać - kobieta machnęła niedbale ręką, uśmiechając się po raz kolejny. Najwyraźniej nie była zła, co nie zmieniało tego, że Temari było wstyd. Zachowała się kompletnie nietaktownie. Dopiero teraz dochodził do niej cały czarny komizm tej sytuacji: ta oto kobieta wychowywała samotnie dziecko, ponieważ jej ukochany zginął w walce. Ona natomiast, powitała ją najzimniej jak tylko potrafiła, przez swoją chorą zazdrość o Shikamaru.
Z krainy rozmyślań wyrwał ją dopiero płacz małego dziecko, dobiegający z drugiego pokoju.
- Oho, Asuma się obudził - westchnęła Yuuhi, jeszcze raz spoglądając na ich dwójkę. - Idźcie do salonu, a ja pójdę do małego - zaproponowała, po czym zniknęła w tym samym pomieszczeniu, z którego wcześniej wyszła.
- Brawo, popisałaś się - skomentował cicho, aczkolwiek opryskliwie Shikamaru. Zaraz potem, minął ją bez słowa i skierował się najwyraźniej do salonu. Jeszcze przez chwilę nie ruszyła się z miejsca, rozumiejąc, że tym razem nawet nie ma prawa do tego, by rozpoczynać z nim jakąkolwiek kłótnie. Wzięła głęboki wdech i postanowiła poprawić nieco swoją sytuację. Nie chciała być z Kurenai w złych stosunkach.
Po tym, jak weszła do salonu zauważyła Narę siedzącego na kanapie. Naprawdę chciała znaleźć jakieś odpowiednie słowa, ale nie potrafiła. Tym bardziej, że mężczyzna nawet na nią nie patrzył. Jej sytuację uratowała Kurenai, która weszła do salonu z małym chłopczykiem na rękach.
- Na wszystkich poprzednich Kazekage - mruknęła, podchodząc bliżej malutkiego chłopczyka, który wesoło machał rączkami i się do niej uśmiechał. Mogłaby śmiało powiedzieć, że zakochała się od pierwszego wejrzenia. - Jaki on jest słodki - jęknęła, dając małemu złapać swojego kciuka. Jego rączka była taka malutka, że sama w sobie wywoływała na jej twarzy szeroki uśmiech.
- Widzisz, Asuma świetnie łagodzi spory - zauważyła, wyjątkowo łagodnym głosem. - Zapomnijmy o powitaniu, jestem Kurenai - przedstawiła się, wyciągając w stronę No Sabaku dłoń. Ta delikatnie ją uścisnęła i pokiwała twierdząco głową, posyłając kobiecie uśmiech. Momentalnie wydała jej się niezmiernie sympatyczną postacią.
- Temari, miło mi. I jeszcze raz przepraszam, czasami nie myślę o tym, co mówię - wybełkotała z trudem, jednak kobieta gestem dłoni zabroniła jej kontynuować wypowiedź. No Sabaku była jej wyjątkowo wdzięczna, bo nie była mistrzem w składaniu przeprosin.
- Mój syn obudził się z zamiarem spotkania Shikamaru, ale widzę, że jest bardziej zainteresowany jego towarzyszką - spostrzegła, przyglądając się swojemu synkowi, który wyciągał rozpaczliwie ręce w stronę siostry Kazekage. - Weźmiesz go?
- Mogę? - odparła natychmiast, nieco zaskoczona tą decyzją. Nie widziała siebie w roli matki, właściwie nigdy nie myślała o sobie w ten sposób. Zawsze lubiła dzieci, ale od małego była wychowywana żelazną ręką. Musiała myśleć o przyszłości, walkach, a także o swoim bracie, którego wszyscy mieli jedynie za demona. Żyła w ciągłym strachu i już wtedy obiecała sobie, że jej pociechy będą miały normalną rodzinę i kochających rodziców. - Chętnie - dodała, niepewnie biorąc chłopczyka na ręce. W praktyce nie okazało się to takie trudne jak myślała, odczuwała w tym nawet przyjemność. Maluch był wyjątkowo uroczym dzieckiem, więc polubiła go praktycznie od razu.
- Obudziliśmy cię, mały? - zapytała, patrząc w ciemne oczy dziecka. Najwyraźniej odziedziczył je po Asumie. - Jestem Temari, przyzwyczajaj się, bo teraz będę cię odwiedzać na tyle często, na ile pozwoli mi twoja mama.
Yuuhi parsknęła śmiechem, kierując się powoli w stronę kanapy, na której usiadła. Siedziała teraz naprzeciwko niej, ale również naprzeciwko Shikamaru, który nawet nie raczył się odwrócić.
- Jadna aśka - wybełkotał chłopczyk, bo czym zaczął śmiać się w niebogłosy. Śmiechem parsknął też Nara. Temari wychwyciła z tych słów słowa "ładna laska", więc podejrzliwie uniosła brwi.
- Spędzasz bardzo dużo czasu z wujkiem Shikamaru, co? - burknęła, unosząc brwi. Asuma nadal chichotał, więc nieco mocniej go do siebie przytuliła. Już zakochała się w tym dziecku. Dopiero teraz zauważyła, że Nara raczył się odwrócić i na nią spojrzeć. Wychwyciła jego płonące tęczówki, na moment łapiąc z nim kontakt wzrokowy. Zaraz potem, brunet udał, że nic się nie stało i przypatrywał się raczej Asumie.
***
Wydawało mu się, że Asuma wręcz do przesady polubił towarzystwo Temari. Mało tego, że nie chciał schodzić z jej kolan, to praktycznie bez przerwy ją obcałowywał. Oczywiście, bardzo możliwym było to, że to raczej ona cały czas całowała chłopczyka, ale niezależnie do tego, Nara uważał, że wygląda to słodko. Już od dłuższej chwili wpatrywał się w to, jak maluch wygląda na kolanach swojej nowej cioci i szczerze mówiąc, do głowy przychodziły mu najróżniejsze myśli. Nie tylko nie był już na nią zły, a wręcz podjął decyzję, o której myślał po południu. Skoro kiedy patrzył na nią, w momencie, w którym trzymała dziecko i myślał o tym, jak wyglądałaby z jego synem - odpowiedź jest bardzo prosta. Pragnął jej bardziej, niż kogokolwiek innego. Tyle, że trochę późno odważył się to przyznać przed samym sobą.
- Ugh, dochodzi dwudziesta trzecia - zauważyła Sabaku, zerkając na zegar wiszący na ścianie. - Chyba powinniśmy się zbierać. Narobiliśmy i tak za dużo kłopotu.
Kurenai parsknęła śmiechem. Wciąż była w kuchni, ale najwyraźniej doskonale słyszała te słowa. Nara nie był w stanie się odezwać, widząc, jak mały zasypia wtulony w piersi kunoichi. On sam cholernie chciałby się do niej przytulić, czy tak po prostu ją całować. Maluchy to szczęściarze.
- Chyba sobie żartujesz - powiedziała w końcu Yuuhi, wchodząc do salonu. - Asuma bardzo szybko cię polubił. Ponadto, wymęczyliście go tak, że teraz zaśnie nadzwyczaj szybko.
Temari uśmiechnęła się, wstając powoli ze śpiącym chłopczykiem na rękach. Wyglądało na to, że razem z Kurenai postanowiła zanieść go do pokoju. Odprowadził je wzrokiem, nieco zamyślony. Tak, to już chyba był najwyższy czas na wyjście. W zamiarach miał przede wszystkim odprowadzenie kobiety do domu, choć być może powinien z nią porozmawiać już dzisiaj? To wszystko było bardziej skomplikowane, niż mu się zdawało. Teraz wcale nie dziwił się temu, że Asuma za życia tak się zachowywał, chcąc poderwać Yuuhi. Nara doskonale pamiętał, jak jego sensei przychodził do kwiaciarni Yamanaki i rumienił się, gdy Ino rzucała w jego stronę dwuznaczne teksty dotyczące sensei drużyny ósmej.
Kobiety wróciły z pokoju małego wyraźnie zajęte rozmową. Był pewny, że obie przypadły sobie wzajemnie do gustu i się polubiły. Westchnął, podnosząc się niechętnie z kanapy.
- Odprowadzę cię - poinformował.
Temari przeniosła na niego roziskrzone spojrzenie, po czym pokiwała delikatnie głową. Znał ją na tyle dobrze, że był pewny, iż ten obrót spraw jej odpowiada.
- Mam nadzieję, że niebawem zobaczę was tutaj znowu. Znaczy Temari, bo Shikamaru i tak jest tutaj codziennie. - Machnęła ręką, posyłając obojgu pełne rozbawienia spojrzenie. Nara miał ochotę coś powiedzieć na ową złośliwość, ale się powstrzymał. Chyba po raz pierwszy był poddenerwowany tym, że ma odprowadzić Temari do domu.
Po wyjściu z domu Yuuhi, dłuższą chwilę szli w całkowitej ciszy. On dlatego, że nie wiedział jak rozpocząć rozmowę bez kłótni, a No Sabaku była wyraźnie zamyślona.
- Przepraszam - wybełkotała. - Naprawdę nie chciałam, żeby tak wyszło.
Spojrzał na nią ze zdziwieniem, jednak zaraz zawadiacko się uśmiechnął.
- Daj spokój. Mieliśmy zapomnieć o tym powitaniu, cała reszta wyszła świetnie. Asuma cię polubił - zauważył, dostrzegając na jej twarzy promienny uśmiech. Więc naprawdę, ta straszna, złośliwa i cyniczna kobieta miała jakąś słabość.
- Jest pierwszym chłopakiem, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia - zaszczebiotała, co było do niej dość niepodobne. - Tylko popatrz, co się ze mną dzieje - wskazała z rozbawieniem na swoje ciało, a jego tęczówki praktycznie od razu powędrowały w stronę piersi. Cholera. Powinien teraz zrobić krok w tył i nie dać zabrnąć swoim myślom tak daleko, ale to nie było takie proste.
- Naprawdę ładnie z nim wyglądałaś - rzucił, niby od niechcenia. Dostrzegł, że znowu się uśmiecha i praktycznie od razu postanowił, że częściej będzie ją zmuszał do odwiedzania Kurenai, jeśli później jest w takim dobrym humorze.
- Kurenai jest bardzo ładną kobietą - zauważyła cicho Temari, zerkając przelotnie na swojego towarzysza. Prawdę mówiąc, nie miał zielonego pojęcia co teraz kotłuje się w jej głowie i wolał się nad tym głębiej nie zastanawiać.
- Nigdy nie myślałem o tym, czy jest ładna. Asuma przewróciłby się w grobie - burknął z rozbawieniem. - Ale tak, chyba niczego jej nie brakuje. Ty też jesteś bardzo ładna - zauważył spokojnie.
Dostrzegł na jej twarzy zdziwienie, być może niedowierzanie. Co było nadzwyczajnego w tych słowach? Dla niego było to jasne, tak jak i dla połowy Konohy.
- Bycie miłym do ciebie nie pasuje.
Parsknął śmiechem, widząc jej pewną siebie minę. Powoli dochodzili do domu Sabaku, a on nadal nie rozpoczął żadnej rozmowy. Trudno. Najwyraźniej będzie to musiał przygotować w inny sposób.
- Wiedziałem, że polubisz Asumę. W nim każdy by się zakochał - westchnął, wywracając oczami. - Czasami jestem o niego zazdrosny. Ma lasek na pęczki - dodał z rozbawieniem, doprowadzając do śmiechu nawet ją. Był pewny, że ostatecznie dzień mogła uznać za udany, bo dawno nie widział jej tak pozytywnie nastawionej do świata.
- Fakt - potwierdziła, zerkając niepewnie w stronę swojego domu. Wyglądała na niepewną i wystraszoną, kiedy patrzyła w okno, w którym świeciło się światło. - Gaara wrócił - wyjaśniła.
On również miał nieodpartą chęć, by spojrzeć w tamtą stronę. Nie podobało mu się to, że Tsunade rozmawiała z dwoma innymi Kage w ukryciu przed Raikage i Tsuchikage. Coś było tutaj nie tak, ale on nigdy nie pochwalał pochopnych metod piątej.
Cały czas wpatrywał się w Temari, która w końcu przeniosła na niego swojego spojrzenie.
- Dziękuję, to był świetny dzień - zapewniła i szybko, jak po prostu, pocałowała go w policzek. Był zbyt zszokowany tym gestem, by cokolwiek powiedzieć, więc po prostu odprowadził biegnącą kunoichi wzrokiem. Nie ruszył się nawet długo po tym, jak kobieta zniknęła za drzwiami. Złapał niepewnie za swój policzek.
Cholerna, wyjątkowa kobieta.
***
Nim weszła do domu, była wyjątkowo poddenerwowana. Co prawda, dzień mogła jak najbardziej zaliczyć do udanych. Mały Asuma najprawdopodobniej miał być odtąd jej oczkiem w głowie, bo naprawdę go pokochała. Zawsze mówiła, że myślenie o dzieciach przyjdzie później i nie widziała się w roli matki, aczkolwiek dzisiejszego wieczora wszystko się zmieniło.
Teraz jednak ciekawość zżerała ją ze środka. Gaara w końcu wrócił z tych tajemniczych spotkań z Mizukage i Hokage. Gwałtownie otworzyła drzwi i wpadła do środka. Natychmiast poczuła na sobie spojrzenia braci. Starszy siedział przy stole i był czymś wyraźnie zaniepokojony, zaś Kazekage stał obok niego. Jak zwykle, był nad wyraz spokojny.
- Czuć ten entuzjazm w domu z powodu powrotu Gaary - zironizowała. - Co się stało?
Mężczyźni wyglądali na wyjątkowo poważnych. Prawdę mówiąc, zaczynała się domyślać co jest nie tak. To bardzo możliwe, że jej poranna rozmowa z Kankurou i te domysły, które wtedy pojawiły się w jej głowie były bardzo prawdopodobne.
- Musimy poważnie porozmawiać - odparł młodszy z braci.
Przez chwilę patrzyła w jego oczy, chcąc coś z nich odgadnąć. Potem jednak, przeniosła swój wzrok na drugiego brata. Na twarzy Kankurou nie było krzty pozytywnego nastawienia, więc sytuacja musiała być poważna.
Miała rację. Stąd ta impreza.
- Sasuke wrócił do wioski - stwierdziła. - I bynajmniej nie przyniósł dobrych wieści - dodała.
Jej bracia byli co najmniej zszokowani jej słowami.
*********************************************************************
No, to jest. Przepraszam... bloga prowadzę nadal, ale co poradzić? Ja nie mam nawet na szkołę czasu, wkuwam i wkuwam, a i tak oceny są takie sobie. Codzienne treningi grupy tanecznej, ciągłe sprawdziany i sprawy samorządu (radzę wam, żebyście nie przyjmowali posady przewodniczącego klasy, a już tym bardziej przewodniczącego SU).
I jeszcze się tłumaczę. Winny się tłumaczy! ;<
Zresztą, o kolejnych nowościach od początku października nikt mnie nie informował, co? ;> Wy też chyba macie teraz mniej czasu.
Niemniej jednak, miło, że nadal mnie ktoś czyta.
I teraz jedna z gorszych wiadomości - następny rozdział dopiero za
MIESIĄC.
Otóż wyjeżdżam na trzy tygodnie i to jeszcze w czasie szkoły, podziękujcie moim rodzicom za troskę i obóz taneczny, który przełożyli z wakacji. Bo chcieli wtedy ze mną wyjechać.
Jasna cholera. Mogę wam też narobić nadziei, że zdążę go dodać do przyszłej środy, jakimś cudem - ale z pewnością będzie krótszy, niż poprzednie.
To tyle. Życzę miłego dnia i obyście mieli mniej pracy ode mnie :)